Stanąłem obserwując otoczenie. Czysto.
Jak co dzień, około 2 nad ranem patrolowałem teren. Jest to mój
codzienny zwyczaj, trwający średnio 4 godz., do szóstej, kiedy wstaje
reszta stada. Wtedy idę po za tereny, by sprawdzić czy jakieś nowe stada
wilków nie zagnieździły się ntie daleko itp. Robię to do ósmej. Potem
coś jem i zaczynam trenować. To dziwne, że wszystkie konie w moim wieku
szukają miłości swego życia. Co wszyscy mają z tą miłością? Przecież są
na świecie ważniejsze sprawy. Rozmyślając, powoli posuwałem się po
ciemnym gąszczu lasu śmierci. Bardzo lubię tu przychodzić. Nie ma tu
zakochanych dziwaków, organizujących i przygotowujących się do randek.
Można sobie w spokoju pomyśleć. Innym koniom jest tu zimno. Nie lubią tu
przychodzić, bo to miejsce jest równie romantyczne jak ja. Nagle
usłyszałem szelest. Podniosłem głowę, gotowy do ataku. Z gąszczu wyszła
jednak mała Sarenka. Spojrzała na mnie wielkimi oczami, jakby błagając o
pomoc. Chwilkę zastanawiałem się o co w tym chodzi. Nagle zauważyłem
pnącza trzymające jej cieńką nóżkę.
-Pomocy...- powiedziała nerwowo potrząsając głową.- Mama na mnie czeka... proszę, pomóż.
Spojrzałem w jej wielkie oczy i ostrożnie zacząłem przecinać kawałkiem lustra rośliny. Sarenka była wolna.
-Dziękuję ci! Masz u mnie dług!
-Nie ma za co! A co do długu, spłacisz go mówiąc mi, gdzie rosną najsmaczniejsze jagody!- zaśmiałem się.
Sarenka bardzo szybko zniknęła zostawiając mnie samego. Zbliżała się ósma ( Wiem to dzięki słońcu), więc ruszyłem w kierunku łąki. Nagle zauważyłem Spartę.
-Heja!- zawołała.- Co robisz?
Spojrzałem na nią sceptycznie.
-Aha. Jasne. Znowu patrol?
-Skąd to wiedziałaś?- spytałem sarkastycznie.
-Wyluzuj. Nie możesz zostać?
-Ymmm... Nie.
-Proszę, ten jeden raz...- klacz zrobiła dom mnie słodkie oczka.- Nie zostawiaj mnie z bandą parówek!
-Dobra, dobra! Ogar, zostaję!
-Dzięki, S. jesteś wielki.
-Wiem.- usmiechnąłem się drwiąco. - Idziemy się najeść?
-Spoko, dawaj.
Ruszyliśmy w kierunku ślicznej jabłoni i zaczęliśmy się opychać.
-Siora, to pokarm bogów!- powiedziałem pochłaniając dziesiate jabłko.
-Boże, jak ty szybko jesz!
-Wojownik musi jeść! Co ty se myślisz!
-Dobra, dobra. Zobacz kto tam idzie!
-Galaxy?
-No!
Galaxy?
-Pomocy...- powiedziała nerwowo potrząsając głową.- Mama na mnie czeka... proszę, pomóż.
Spojrzałem w jej wielkie oczy i ostrożnie zacząłem przecinać kawałkiem lustra rośliny. Sarenka była wolna.
-Dziękuję ci! Masz u mnie dług!
-Nie ma za co! A co do długu, spłacisz go mówiąc mi, gdzie rosną najsmaczniejsze jagody!- zaśmiałem się.
Sarenka bardzo szybko zniknęła zostawiając mnie samego. Zbliżała się ósma ( Wiem to dzięki słońcu), więc ruszyłem w kierunku łąki. Nagle zauważyłem Spartę.
-Heja!- zawołała.- Co robisz?
Spojrzałem na nią sceptycznie.
-Aha. Jasne. Znowu patrol?
-Skąd to wiedziałaś?- spytałem sarkastycznie.
-Wyluzuj. Nie możesz zostać?
-Ymmm... Nie.
-Proszę, ten jeden raz...- klacz zrobiła dom mnie słodkie oczka.- Nie zostawiaj mnie z bandą parówek!
-Dobra, dobra! Ogar, zostaję!
-Dzięki, S. jesteś wielki.
-Wiem.- usmiechnąłem się drwiąco. - Idziemy się najeść?
-Spoko, dawaj.
Ruszyliśmy w kierunku ślicznej jabłoni i zaczęliśmy się opychać.
-Siora, to pokarm bogów!- powiedziałem pochłaniając dziesiate jabłko.
-Boże, jak ty szybko jesz!
-Wojownik musi jeść! Co ty se myślisz!
-Dobra, dobra. Zobacz kto tam idzie!
-Galaxy?
-No!
Galaxy?
Dziena, Dark Rubin się focha na Sliver Shadow'a XD
OdpowiedzUsuń