To było takie słodkie jak wpadł na drzewo. Mogłam być pewna, że myśli tylko o mnie, inaczej by nie wpadł na to drzewo. Śmialiśmy się w niebo głosy!!! W pewnym momencie przypadkowo pocałowałam go w chrapkę. Było to miłe i... niezręczne. Oboje zamilknęliśmy. Łzy napłynęły mi do oczu i pogalopowałam. Szafir chciał biec za mną, lecz użyłam mojej mocy i galopowałam z prętkością 130 km/h. Przebiegłam całą dolinę i wogule się nie zmęczyłam. Nagle pojawiłam się w Lesie Śmierci. Przystanęłam. Słyszałam szepty. Zapytałam:
-Halo?- chciałam krzyknąć ale z moich ust wydobył się jedynie szept. Przed moimi oczami zaczęły pojawiać się... duchy. Duchy koni. Podchodziły do mnie śpiewając jakąś smętną piosenkę w obcym języku. Nagle z tłumu wyłoniła się klacz-duch. Była najstarsza. Miała zmarszczki, grzywa była biała, oczy zmęczone. Zapytała:
-Co Cię do nas sprowadza, Arizonno?
-Skąd ty mnie znasz?
-Jestem duchem. Duchy są wszendzie i znają każde imię. Co Cię tu sprowadza?
-Przez przypadek...- chciałam się wycofać ale mi się to nie udało.
-Czy On cie kocha?
-No, nie wiem. Chyba tak.
-Tak czy nie?- zapytała klacz-duch
-T-tak.
-A czy ty go kochasz?
-Nie wiem....
-Kochasz go. Ja to czuję. A co się stało że uciekasz przed miłością?
-Bo... Ten, no... Przez przypadek dałam mu buziaka...
-Skoro go kochasz, on cię kocha i wyznajesz mu miłość, to czemu uciekasz przed nim?
-Ja?! Mu?! Wyznać miłość?! Chyba zwariowałaś?!
-Słuchaj Arizonno. Może Ci się to wydać dziwne, ale posłuchaj naszych rad. Gdy wyjdziesz z tego lasu, udawaj że nic się nie stało. Przeproś go i spróbuj dać mu jakiś prezent. Przepowiadam ci, że prędzej czy później będziecie razem, i będziecie mieć dzieci.
-Dzieci?!
-Tak dzieci. A teraz biegnij, i udawaj że nic się między wami nie działo.
Pogalopowałam więc do Pomarańczowego Lasku Spokoju, mając nadzieję że nie spotkam tam nikogo. Myliłam się. Jak na złość był tam Szafir
(Szafir? Sorki.)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz