Należę do tego stada już jakiś czas... a nadal nie wiem jak dojść
gdziekolwiek... Muszę coś z tym zrobić!" Pomyślałam sobie gdy po raz 3
gubię się w lesie próbując dojść nad most. Poszłam więc do Candy.
- Cześć Candy, jest taka sprawa
- Witaj... tak? Jaka?
- Bo... należę już do tego stada, nie?
- No...
- I nadal ciągle się gubię, mogłabyś mnie oprowadzić po tych terenach?
- Tak, jasne... chodźmy.- ruszyła, szłam koło niej.- Spójrz, jeśli dalej
będziemy iść tą ścieżką, to dojdziemy do rozwidlenia.- teraz zaczęła
biec kłusem, zatrzymała się przy wspomnianym rozwidleniu
- jeśli skręcimy w prawo, to dojdziemy do rzeki... zaś jeśli skręcimy w lewo... trafimy przed most. Więc gdzie idziemy?
- Na most...
- Więc ruszamy...- spacerowałyśmy przez 10 minut, doszłyśmy do długiego,
zawieszonego nad klifem linowego mostu.- oto i nasz mostek...
- Ta... on jest bezpieczny?
- Tak, wygląda tak, jakby nie był... ale ludzie czasem tu przychodzą i
nam go naprawiają. Oczywiście nie wiedzą, że my tu mieszkamy.
- Skoro tak...- ruszyłam przed siebie, gdy szłam przez most, ten ciągle
się chwiał... poczułam wielką ulgę kiedy w końcu przeszłam na drugą
stronę. Po mnie przeszła też Candy.
- Chodźmy dalej- powiedziała i zaczęła biec... po 5 minutach szybkiego
biegu dotarłyśmy nad brzeg rzeki, napiłyśmy się i ruszyłyśmy dalej do
wodospadu.- może odpoczniemy?
- Tak... odpoczniemy i ruszymy dalej.
- Masz jakieś bukłaki czy coś takiego?- spytała mnie Candy
- Nie, ale mogę wyczarować. Po co ci?
- Następnym celem jest pustynia i kamień zakochanych.
- Ok- wypowiedziałam zaklęcie i przede mną pojawił się jeden duży bukłak
Candy podniosła go i napełniła wodą. Po 15 minutach odpoczynku oznajmiła, że czas ruszać
- Musimy już iść bo zastanie nas noc... a w nocy na pustyni jest straszny mróz...
- Dobra, pobiegniemy?
- Lepiej nie, to blisko a tylko niepotrzebnie zmarnujemy energię.
Ruszyłyśmy, po 20 minutach doszłyśmy na skraj pustyni. Nie miałyśmy na
co czekać, szłyśmy dalej i po około 10 minutach stanęłyśmy pod dużą
skałą zwaną skałą zakochanych.
- Oto i ona... chcesz iść jeszcze na skraj zakazanego lasu, czy nie?
- A mamy jeszcze czas?
- Tak... do zmroku jeszcze jakieś 3 godziny
- Więc chodźmy... którędy?
- Tędy - Candy skręciła lekko w prawo od ścieżki wydeptanej przez inne
konie, po 1 godzinie dotarłyśmy do celu... skraju mrocznej puszczy, z
której czuć było śmierć.
- I to byłoby chyba na tyle ze zwiedzania... podobało się?
- Tak, jasne, że tak... i teraz już na pewno się nie zgubię
- Ja myślę że nie!
- Dobra.. dzięki, a czy przez ten las dojdzie się do naszego zwykłego lasu?
- Tak... ale nie radzę
- Na wprost?
- Tak... ale lepiej tam nie idź bo demony cię zabiją...
- Mnie zabiją demony? Ja byłam wychowana przez anioły, zostałam przez
nie nauczona ich zaklęć i otrzymałam od karzdego z nich połowę sił...
jeśli jakikolwiek demon mnie dotknie to zginie...
- Rób jak uważasz...- ona poszła dłuższą drogą przez pustynię, wodospad,
rzekę i most, a ja wybrałam skrót przez zakazany las... kilka demonków
nawet spróbowało mnie dotknąć, ale szybko zorientowały się, że nie
warto. Po krótkim czasie dotarłam z powrotem do lasu. Spotkałam tam
jakiegoś ogiera...
<Jakiś ogier?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz